sobota, 15 czerwca 2013

Last Survivors - Chapter 1


~Obudziłam się pierwsza , Lisa spokojnie spała. Delikatnie szturchnęłam ją, zaspana usiadła na brzegu łóżka.
-Liss, jest dziwnie cicho- Szepnęłam- Nawet nikt na dole nie chodzi.
-Dlatego że jest cicho Unnie, obudziłaś mnie?- Zapytała zdenerwowana- Chce mi się pić.
Wzięłam Teddyego na ręce , był mały, w końcu rasa York. Powoli zbiegłyśmy na dół. Otworzyłam drzwi od kuchni , w tym momencie doznałam szoku. Mój tata rzucił się na mnie, chciał mnie skrzywdzić. Wyglądał inaczej, nie był sobą. Zaczęłam piszczeć, pies uciekł mi a moja przyjaciółka złapała go i przerażona stanęła w drzwiach. Mama zbiegła na dół. Weszła do kuchni, postać która szarpała mnie i próbowała ugryźć zainteresowała się nią. Zaczęła ją zjadać, krew była wszędzie, zaczęłam krzyczeć, płakać...panikowałam. 
-Uciekajcie!-Krzyknęła ze łzami w oczach moja mama.- Saranghamnida* córciu.
Chwilę wahałam się, ale jednak wykonałam jej rozkaz. Wybiegłyśmy z domu , byłyśmy wciąż w piżamach. Na podwórku było jeszcze więcej tych dziwnych ludzi, ja ich znałam, to byli moi sąsiedzi a teraz... teraz nie wiem nawet czym są! Krzywdzą ludzi bez zastanowienia, nie mają uczuć, są jak... jak zombie. Upadłam na ziemię i zaczęłam płakać.
-Annie Unnie, musimy uciekać.-Szepnęła moja przyjaciółka- Słyszysz? To zombie. Musimy sprawdzić co się tutaj dzieje, pójść po Jamesa i Masona Oppa.
Pokiwałam głową, powoli wstałam. Bałam się, straszliwie się bałam że wszystkie osoby na których mi zależy stali się tym czymś. Wzięłam mojego pupila na ręce i ruszyłam po cichu za moją przyjaciółką, starałyśmy się iść tak, aby nas to nie zauważyło... na szczęście było ich mało. Chciałam aby to był sen. Prosiłam o to , aby mój pies nie zaczął szczekać, wtedy mógłby przyciągnąć ich uwagę. Z każdą alejką coraz więcej zimnych pałętało się po ulicach. Mimo tego, udało nam się dojść do upragnionego miejsca. Zapukałam do drzwi. Ktoś zerknął przez judasza a następnie otworzył drzwi.
-O boże! Tak się bałam- Krzyknęłam , przytuliłam wysokiego chłopaka- Oppa cieszę się że nic wam nie jest.
-Ann, Liss! Cieszę się ze tutaj jesteście. Mieliśmy po was iść- Odezwał się nasz przyjaciel który schodził z góry-  Co to w ogóle jest? To żyje! To wszystko jest jakieś chore!
-Ej ! Spokojnie! A ty myśl nobie- Krzyknął starszy , jak to miał w zwyczaju musiał skrytykować swojego przyjaciela- Może mówią coś w telewizji, musimy to sprawdzić, a nie panikować!
Brązowowłosa włączyła telewizor. To prawda, mówili o tym. Na każdym kanale, ten sam facet, te same słowa, w kółko powtarzał to samo.
"Zaraza opanowała cały świat! Naukowcy starają się coś z tym zrobić. Dopóki sposób na wyleczenie tego nie zostanie wynaleziony, proszę zachować ostrożność. Nie możecie dać się ugryźć, podrapać ani dopuścić do tego aby ich krew dotarła do waszego organizmu! Aby zabić martwego musicie celować w mózg! Nie ważne czy to wasi przyjaciele, rodzina... oni nie są sobą! Musicie ich zabić! W każdym kraju są dwa miejsca w których znajduje się port dzięki któremu dotrzecie na wyspę która jest bezpieczna. Mamy nadzieję że uda się wszystkim którzy to teraz oglądają przeżyć. Bądźcie ostrożni, informacje są wszędzie. Będziemy wysyłać posiłki. Uciekajcie! Nie ma czasu do stracenie.
Zaraza opanowała cały świa..."
Zdenerwowana wyłączyłam kablówkę.
-To jakieś żarty?!-Zapytałam wkurzona- Nawet nie powiedzieli gdzie mamy się udać! Niby mamy całe wybrzeże Anglii przejść aby znaleźć drogę ucieczki?! To jakaś kpina!
Nie mogłam się uspokoić, wszystko się we mnie 'gotowało', znów zaczęłam płakać.
-Annie, spokojnie- James przytulił mnie- Będzie dobrze. Obronię was, rozumiesz? Nie pozwolę na to , aby komuś stała się krzywda.
Uśmiechnęłam się do niego przez łzy.
-Okey! Musimy dbać o siebie nawzajem!-Mówił dalej- Pozbieramy jedzenie, potrzebne rzeczy, coś do obrony i jakieś ciuchy. Pójdziemy do naszych domów. Najpierw do Ann, potem Liss, na końcu do Mass.
Zabraliśmy się za pracę. Znalazłam smycz, od razu zapięłam mojego pieska . Następnie ruszyłam pomóc mojej przyjaciółce z pakowaniem pożywienia. Najstarszy z nas zostawił w domu kartkę z telefonem.
"Będziemy tutaj dzwonić co wieczór. Gdyby ktoś tutaj był, proszę o odebranie telefonu. Musimy się trzymać razem jeśli chcemy przetrwać. Jedzenie powinno być w piwnicy. Bądźcie ostrożni!". Jeden plecak z pożywieniem, reklamówka z butelkami czystej wody oraz torba z różnymi przedmiotami i ubraniami chłopaków. 
Mieliśmy iść do mnie, jednak ja nie chciałam tam iść, nie po tym co się stało... mimo tego, zgodziłam się. Powoli i po cichu wyszliśmy z mieszkania.
-Nigdy więcej wspólnej gry w LOL'a- Odezwał się cicho Mason- To będzie makabryczny czas.
-Yy... Oppa jesteś idiotą... Mógłbyś się przymknąć- Zareagowała nastolatka- A tak w ogóle, nie gry teraz ważne.
Najstarszy uciszył ich, zachowywali się za głośno, a dźwięki przyciągały zimnych. Rozdzieliliśmy się, chłopaki jedną stroną a dziewczyny drugą. W pewnym momencie moja przyjaciółka zaczęła piszczeć, to coś zauważyło ją i próbowało zaatakować, broniła się. Nie wiedziałam jak jej pomóc, ale wtedy James uderzył zombie czymś metalowym. Krew była na moich rękach oraz ubraniu.
-Nic wam nie jest?-Zapytał przerażony- Ann, w porządku? Ej, ty... jest okey?
- Ye* Oppa , jest dobrze- Odpowiedziałam zszokowana- Ty, ty go zabiłeś...
-Tak, musiałem- Odpowiedział - Wy także będziecie musiały.
Zerknęłam jeszcze na leżące, zgniłe ciało a następnie ruszyłam za nimi. Po cichu skradaliśmy się do mnie. Martwych było jeszcze więcej. Drzwi do mojego domu były zamknięte.
-Uważajcie- OStrzegłam ich- Tam nie jest bezpiecznie.
Chłopcy zerknęli na mnie pytająco, jednak odpowiedzi nie dostali. Najstarszy z nas zacisnął mocniej rękę na kawałku metalowej rury a drugą ręką otworzył drzwi. Waeśnie wtedy pojawił się w nich mój ojciec. Nastolatek wahał się przez chwilę, ale gdy postać rzuciła się na niego od razu zadał cios. Po moim policzku spłynęła łza.
-Eomma!*-Krzyknęłam na widok leżącej kobiety- Andwae!*Eomma! Miałam nadzieję... że się uratujesz.
Teddy położył się obok swojej właścicielki. Wszyscy zerknęli na mnie, jednak ja bez słowa poszłam na górę i zostawiłam ich samych. Otworzyłam jedną z szuflad i wyciągnęłam z niej mały, złoty kluczyk . Stanęłam na łóżku i otworzyłam drzwiczki w suficie które prowadziły na strych, powoli wdrapałam się na górę. Dookoła było ciemno, chwyciłam leżącą na ziemi latarkę którą zostawiłam około 3 tygodnie temu. Ruszyłam prosto przed siebie, promienie światła które wydobywały się z małego urządzenia padały na wszystkie kąty , w końcu doszłam do małej skrzynki. Otworzyłam ją i wyciągnęłam pistolet razem z nabojami. Zgasiłam latarkę i pobiegłam do wyjścia. Zeszłam do reszty. Zerknęłam na mojego pupilka, wtedy zauważyłam coś dziwnego, moja rodzicielka poruszyła ręką, powoli wstała, jednak nie była już sobą. Bez chwili namysłu , ze łzami w oczach pociągnęłam za spust. W całym mieszkaniu rozległ się odgłos strzału. Wszyscy zbiegli się do kuchni.
-Ann Unnie! Co się stało?- Zapytała przerażona Liss- Unnie? Jak...skąd?
-One ożywają- Przerwałam jej- Po śmierci, jeśli nie zostanę zabici tak jak zimni... ożywają. Ona ożyła, ja musiałam...
Zaczęłam straszliwie płakać. Poczułam jak ktoś mnie przytula, był to on, chłopak którego darzę silnymi uczuciami. Jego łza spadła na moją dłoń , skierowałam wzrok na niego.
-Była wspaniałą kobietą- Powiedział- Wiem, to było trudne dla Ciebie.
-Oppa, ja....ja. Nie ważne- Odsunęłam się od niego- Zabrałam pistolet z góry,  appa* zawsze miał go na 'czarną godzinę'. Odpowiedzialny z niego ojciec...był oczywiście.
Zignorowałam pytanie chłopaka, zignorowałam jego "Możemy porozmawiać?", poszłam do Kim Lisy.
-Dobra! Mamy jedzenie, jedną broń- Mówił młodszy- Możemy iść dalej.
Chwyciłam kij bejsbolowy ze schowka i podałam go mojemu przyjacielowi, łopatę dałam mojej przyjaciółce a sama wymieniłam się z czarnowłosym. Dodatkowo znalazłam dwa scyzoryki, postanowiłam że jeden zatrzymam a drugi dam Liss.
-Ja mam także 3- Odezwał się James- Znalazłem w domu, więc je wziołęm.
-Ja mam jeden- Dorzucił drygi- Zawsze noszę przy sobie.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Podeszłam do okno, lekko odgarnęłam dłonią firankę. 
-Jest ich pełno, nie damy rady uciec- Oznajmiłam, odwróciłam się w stronę przyjaciół- Tutaj zostać nie możemy.
- Damy radę, musisz uwierzyć- Mówił Mass- Musisz uwierzyć w siebie, w nas.
Spojrzałam na nich, następnie na zimnego chodzącego za oknem.
- Jeszcze 24 godziny temu, gdybym wiedziała to wolałabym się powiesić lub zastrzelić tym pistoletem- Zaczęłam swoją przemowę- Ale teraz, jak jestem tutaj razem z wami wolę  poczekać aż to coś mnie rozszarpie.
-Interesująca przemowa- Odezwał się James- Teraz bynajmniej wiem , że nie można Ci dać broni do ręki, jeszcze sobie coś zrobisz.
- Od kiedy się tak mną przejmujesz Oppa?- Zapytałam- Bo ostatnio nic Cię nie obchodziło co mówiłam, co do Ciebie czuję... traktowałeś mnie jak dziecko, nadal to robisz.
-Annie- Podszedł bliżej mnie- Ja naprawdę...
-Cii. Nie musisz się wypowiadać, nie interesuje mnie twoja opinia... bynajmniej już nie-  Poszłam w stronę drzwi prowadzących na ogród- Teraz musimy się stąd wydostać.
Oni wciąż patrzyli na mnie zszokowani, zachowywałam się inaczej niż zwykle, stałam się obojętna, wredna...
-Na podwórku jest w miarę czysto- Szepnęłam-Możemy powoli przejść przez las, potem mostem i dojdziemy do domu Lisy.
Przytaknęli. Po cichu otworzyłam drzwi , chwyciłam Teddyego na ręce i wyszłam z domu. Ostatni raz zerknęłam na miejsce w którym się wychowywałam. To trudne zostawić coś na czym Ci zależy.
-Jesteś pewna aby zostawić ciała w domu?- Zapytał mnie mój przyjaciel- Możemy spróbować...
-Andwae*. Tak będzie lepiej Oppa-Wyszeptałam- To nie ma już znaczenia.
Ruszyłam dalej przed siebie, zimnych było mnie w tym miejscu, widocznie woleli "zatłoczone" miejsca. Spokojnie mogliśmy przejść. Prawda, to niebezpieczne, ale nie mieliśmy innego wyboru. Bocznymi drogami mieliśmy większe szanse. Gdy byliśmy blisko domu, dziewczyna odezwała się.
-Wejdziemy boczną bramą- Wyprzedziła nas, bo tylko ona znała drogę, oczywiście nie licząc mnie- Tym tylnym wejściem, mam kluczyk.
Pies zaczął szczekać, przyśpieszyliśmy aby nie wpakować się w kłopoty. Próbowałam jakoś go uciszyć, ale było to na marne. Ja z czarnowłosym  zostaliśmy przy garażu, a tamta dwójka pobiegła sprawdzić teren i otworzyć bramę. Dobiegliśmy do nich i zamknęliśmy za sobą metalowe wejście.
-Gdzie Ciocia i Wujek?- Zapytałam- W pracy:?
- O ile jeszcze żyją- Odpowiedziała smutno- Oppa (Brat) wyjechał do Korei trzy dni temu, on na pewno da sobie radę.
-Nie mów tak! Oni żyją!- krzyknęłam zła- Znajdziemy ich!
Obdarzyła mnie niepewnym uśmiechem. Zabraliśmy się za kolekcjonowanie rzeczy, w tym także ubrań gdyż u mnie nie wzięłyśmy żadnych. Chwyciłam jedno zdjęcie. Brat mojej przyjaciółki stał z tyłu, to było w dzień kiedy zakończył studia, nasi rodzice siedzieli przy stole a ja z moimi przyjaciółmi bawiliśmy się z psem , Nessi. Schowałam je do plecaka. Ruszyłam do salonu
-Mika, chodź tutaj- Zawołałam ją, tak mówiłam na nią ze względu na jej ulubionego zwierzaka- Twój appa* kolekcjonował miecze, myślisz że się obrazi jak kilka weźmiemy?
-Seuk Oppa zabrał ze sobą większą połowę-  Oznajmiła- Został tylko ten największy oraz 2 mniejsze.
Wybiła szybę przy czym spowodowała dość spory hałas. Pies uciekł do pokoju obok. Większą broń wręczyłyśmy naszemu 'dowódcy' a resztę schowałam do mojego plecaka.
-Broni mamy nawet sporo- Odezwał się lider- Może nie palnej, ale mamy czym się obronić.
-Nie wiem czy widzicie, ale robi się ciemno- Przerwałam im rozmowę- Może być niebezpiecznie. Zostańmy tutaj na noc.
-Ty chyba nie widzisz co tutaj się dzieje?!- Krzyknął na mnie młodszy- Tu jest także niebezpiecznie!
- Ej! Pójdziemy do piwnicy, zamkniemy drzwi- Starała się powstrzymać kłótnię właścicielka mieszkania- Będziemy się zmieniać aby stać na warcie, jakoś się uda. 
Wszyscy zgodziliśmy się na to, poszliśmy na dół. Usiadłam w rogu pomieszczenia, Teddy zaczął biegać po całym dole, był chyba przestraszony tak samo jak my. Wyjełam jedzenie i zrobiłam każdemu z nas kanapki. Wręczyłam po butelce wody. Najstarszy z nas miał wartę pierwszy. Zmęczona ułożyłam się i przykryłam kocem, moja przyjaciółka wtuliła się we mnie, tak samo jak i pies który położył się w nogach. Przed nami była długa noc, tak samo jak i całe życie...


Saranghamnida*-Kocham Cię najbardziej oficjalna i grzecznościowa wersja
Ye*-Tak
Eomma*- Mama!
Andwae*-Nie!
Appa* -Tata

Mała zapowiedź rozdziału 2 i streszczenie 1 :D




Aigoo! WIem, wyszło makabrycznie! Planuje napisać tego kilka serii, ale nie wiem czy wam się podoba. Chcecie abym dalej pisała to? Ja bardzo lubię to opowiadanie, i bardzo fajnie mi się je pisze, mam zaplanowaną całą serię, ale jeśli wam nie odpowiada, to mogę przestać pisać. Bardzo proszę was o szczere opinie!
Hwaiting!


2 komentarze:

  1. Wow opowiadanie inne niż wszystkie nie powiem^ ^
    Wyłapałam literówki: drygi- drugi
    Było kilka powtórzeń i to dość rzucajacych się w oczy... Czasem zabrakło też interpunkcji w zdaniach.
    Ogólnie wyszło fajnie^^. Jedynie zapowiedź rozdziału mnie nie zachwyciła, ale może wyjdzie ciekawie, zobaczymy :D
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że się wyróżnia :)
      Tak , wiem :) Zauważyłam, ale nie chciało mi się poprawiać xD
      Tak, nadal nad tym pracuję ;)
      Dziękuję :* Ja także nie jestem z niej dumna, nie martw się :P
      Hwaiting Unnie ~!

      Usuń

c(^.^c) Proszę was ładnie o odpowiednie słownictwo
c(*.*c) Nie reklamuj się !