~Wczorajszy wieczór spędziliśmy na grze w karty. W nocy był dosyć spory problem gdyż martwi dobijali się do bram. Byłam wystraszona. Wstałam, udałam się do łazienki i odkręciłam wodę...wciąż była zimna. Zdenerwowana zmieniłam ubranie a resztę wsadziłam do miski. Udałam się na dół do kuchni, wrzuciłam ubrania do pralki razem z ciuchami reszty... brak prądu.
- Masson ! - Krzyknęłam - Prądu nie ma, ciepłej wody nie ma.
- Ahh, to już nie będzie - Zjawił się za mną - Zapasy się wyczerpały. Sprawdzę czy jest trochę gazu.
- No to pięknie - Trzasnęłam drzwiczkami od maszyny - I co, jest?
- Bardzo mało - Krzyknął - Starczy jedynie na ugotowanie czegoś ciepłego.
Nawet mu nie odpowiedziałam, wyszłam na zewnątrz pomieszczenia. Wszyscy coś robili. Nie miałam ochoty siedzieć tam i nic nie robić. Chwyciłam moją broń i ruszyłam przez tylne wyjście na miasto. Chciałam się do czegoś przydać, ale także chciałam pobyć sama. Skierowałam się do domu starców, byłam pewna że wszyscy zostali ewakuowani i budynek jest pusty a ja znajdę tam dużo medycyny i jedzenia. Myliłam się, gdy tylko przekroczyłam bramę zimny wyskoczył przede mnie... jeden cios, drugi i koniec. Skierowałam się do środka budynku. Nie wierzyłam w to co widzę, wiele ludzi zostało zabitych, ciała leżały dookoła. Szkoda mi ich było, łzy napłynęły mi do oczu. Omijając leżące ciała na podłodze ruszyłam przed Siebie, w pewnym momencie odskoczyłam przestraszona do tyłu, w jednej z szaf coś się poruszyło, delikatnie otworzyłam drzwi i czekałam z uszykowaną bronią. Na szczęście zamiast zobaczyć zombie, zauważyłam starszą kobietę. Była wystraszona oraz osłabiona, szybko pomogłam jej wyjść ze środka.
- Proszę panią, wszystko w porządku? - Zapytałam, pokiwała głową - Zabiorę panią z tego miejsca, dobrze? Tylko proszę być cicho.
- Może być więcej - Wyszeptała - Więcej ocalałych ludzi.
- Ymm dobrze - Uśmiechnęłam się do niej - wrócę tu za moment.
~*~
- Musimy tam pojechać, mogą tam być inni ludzie! - Krzyknęłam do James'a - Oppa, błagam!
- Dobrze - Chwycił kluczyki - Wsiadaj.
Staruszką zajęła się moja przyjaciółka , zaprowadziła ją do salonu, podała jakieś tabletki oraz szklankę wody a ja razem z naszym 'liderem' ruszyłam do tego miejsca w którym ją znalazłam. Gdy tylko wjechaliśmy na podwórko , zombie zaczęły się schodzić dookoła. Zamknęłam bramę.
- Idź , poszukaj ocalałych - Rozkazał mi - Ja się tym zajmę abyśmy mogli się wydostać z tego miejsca bezpiecznie.
Pokiwałam głową i szybko pobiegłam do środka. Przemierzałam korytarz i sprawdzałam prawie każde pomieszczenie. Większość była pusta, w niektórych znajdowały się martwe ciała a w dwóch musiałam zająć się zombiakami. W końcu trafiłam do takiego pokoju, w którym było starsze małżeństwo, siedzieli na łóżku, wystraszeni. Na mój widok ucieszyli się. Kazałam im iść do wyjścia i kierować się do samochodu. Posłusznie ruszyli. Dom starców nie był duży, wręcz przeciwnie. Więcej nikogo nie znalazłam. Zebrałam jeszcze sporo ciuchów na zmianę, leków, książek, jedzenia oraz płynów do kąpieli. Pobiegłam do reszty. Dziadkowie siedzieli w pojeździe a Park wykańczał ostatniego martwego pod bramą. Na mój widok uśmiechnął się i pobiegł za kółko, ja otworzyłam bramę i kazałam mu jechać , wrzuciłam na szybko torbę do pojazdu, trzasnęłam drzwiami i ruszyłam sama. Zombie przemieszczały się powolnie, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Weszłam do jednego ze sklepów , zabrałam kilka słodkości oraz picie i ruszyłam do naszego miejsca przetrwania. Takashi jak zwykle panikował .
- Miałaś iść po leki z chłopakami! - Krzyknął na przywitanie - A nie sama.
- Ohayo Takashi! - Otworzyłam kolejnego cukierka - Także miło Cię widzieć.
- To nie jest śmieszne ! - Podążał za mną - Na dodatek pojechałaś gdzieś z Jamesem , ja patrzę a tu jacy starszy ludzie się przechadzają!
- Oo poznałeś naszych nowych 'obywateli' ?- Zapytałam - Nasze małe miasteczko się rozrasta. Cieszę się , a ty?
- Po pierwsze, nie ignoruj tego co do Ciebie mówię ! - Zatrzymał mnie - A po drugie, to nie jest miasteczko! To tylko małe osiedle!
- Ahh, Oppa~ - Tupnęłam nogą - Zjedź coś słodkiego, bo Ci chyba cukru w organizmie brakuje. Zachowujesz się gorzej niż rodzice!
- Właśnie... - Spojrzał zdenerwowany na mnie - A pomyślałaś o twojej rodzinie?! Chciałaś zginąć tak jak oni?!
Zdenerwowana nawet nic nie odpowiedziałam. Zabrałam torbę z samochodu i udałam się do mieszkania. Wszyscy siedzieli w salonie i widocznie czekali na mnie.
- Ymm, zebranie? - Spojrzałam na nich - Coś przeskrobałam?
- Chodzi tylko o to , kto , gdzie będzie spał - Zaczął najstarszy z nas - Mamy jeszcze dwa domki do dyspozycji, ale nie możemy zostawić ich bez opieki.
- Ja mogę mieszkać z nimi - Zgłosiłam się na kandydatkę - Z wielką ochotą pomogę.
- No dobrze - Wstał - To koniec zebrania, zaprowadź ich do drugiego domku.
-Czekajcie! - Krzyknęłam - Skoro jest zebranie... to możemy pochować tą małą dziewczynkę?
~*~
Tak zrobiliśmy , mała została pochowana na tyle podwórka. Odmówiliśmy modlitwę, zakopaliśmy jej ciało i ozdobiliśmy grób. Wszyscy brali udział w pogrzebie. Było to smutne, i to bardzo. Ruszyłam ze staruszkami do domku w którym miałam teraz mieszkać. Rozmawialiśmy troszkę, dowiedziałam się wiele informacji.
Małżeństwo to Hanna oraz Joe , a staruszka którą pierwszą znalazłam to Izabelle . Podczas gdy inni wybijali pozostałych, wiele osób chowało się gdzie popadnie. Gdy czuli że jest już bezpiecznie, małżeństwo zostało w pokoju i czekali albo na śmierć, albo na ocalenie. Cieszyli się, że mogą być znów na świeżym powietrzu. Że bez strachu mogą pochodzić po podwórku i zasnąć spokojnie.
-Jeśli czegoś potrzebujecie, powiedzcie - Uśmiechnęłam się do nich - Niestety nie mamy już ciepłej wody, ani prądu. Weźcie te latarki, mogą się przydać.
- Dziękuję Annie - Mężczyzna odezwał się - Naprawdę doceniamy twoją pomoc.
- Nie ma za co dziękować - Wręczyłam im po butelce wody - Pójdę na chwilkę do mojej przyjaciółki, zaraz wrócę, w razie problemów jestem w domku obok.
Poszłam do Ness, miałam już wejść do pomieszczenia, ale usłyszałam że się kłóci z chłopakiem, nie chciałam im przeszkadzać , ani się wtrącać... wiedziałam że by to się źle zakończyło. Zrezygnowana jedynie udałam się na tyły jednego z domków i usiadłam na drzewie, spoglądałam na wszystko dookoła... Ci starsi ludzie,dali mi nadzieję... teraz wiem, że ktoś mnie potrzebuję i nie mogę się poddać..
[Krótki rozdział, ale ważny że jakiś jest! Pojawiły się 3 nowe postacie w >>zakładce<< ;) Od teraz rozdziały będę dodawała w niedzielę! I tak nikt nie czyta, so ~ Miłego dnia!]